Od samego początku było o nich głośno. Wszyscy przebierali nogami w oczekiwaniu na otwarcie ich lokalu przy ulicy Plebiscytowej. Dlaczego? Pierwsze zdjęcia wrzucone na ich instagrama wywoływały ślinotok oraz zachwyt. Po za tym mieściło się to gdzieś w okresie, gdy panowała prawdziwa burgeromania i wszyscy zaczynali już mieć powoli dość tych standardowych buksów…i właśnie wtedy otworzył się BUŁKĘS.
Tak…I w końcu się doczekaliśmy! Jakoś w wakacje, roku poprzedniego, w swych progach przywitali pierwszych klientów. Opinie były różne – słyszelismy”ohy” i „ahy”, ale były też niewyraźne mamrotania pod nosem w stylu „może być”. W końcu przyszła i na nas pora aby wyrazić swoją opinię.
Co w menu? Bułkęsy (17 – 34 zł) z pulled porkiem, policzkami wołowymi lub w wersji wege. Dodatkowo pancakesy (12 – 18 zł) oraz lunche, w fajnych cenach (danie 25 zł +, zupa 10-12 zł chyba, że w zestawie to za połowę ceny).
W BUŁKĘSIE byliśmy dwa razy. Za pierwszym razem, gdy ONA przekroczyła próg nie mogła przestać zachwycać się wnętrzem. Drewniane, przytulne, malutkie, bijące ciepłem – idealne na zimowe wieczory przy grzańcu. Połowa lokalu mieści się w drewnianej przybudówce, które robi niesamowity klimat. Wszystkie detale są naprawdę fantastycznie dobrane, że aż nie chce się wychodzić. No mega!
Zamówiliśmy lunch x2, czyli:
*ORIENTALNY ROSÓŁ Z KACZKI / kaczka / makaron sojowy / cebula dymka / sezam (12 zł)
*STIR-FRY z makaronem ryżowym, wołowiną, warzywami, glonami wakame oraz marynowanym imbirem (27 zł)
Dostaliśmy bardzo przyjaźnie wyglądająca zupę, kuszącą wyglądem. Porcja raczej wielkości średniej w kierunku małej (idealnie żeby wcisnąć jeszcze drugie danie :). Wywar był lekki, co odhaczamy na plus, bo zazwyczaj te „kaczne” rosoły wspomagają przyrost brzuszka w okolicach talii. Jedynie z uwag to makaron wymienilibyśmy na inny, ponieważ ten jakość gubił się w całości, nie wnosił nic do dania. Po za tym jednym szczegółem to smacznie – dajemy kciuka w górę.
Na drugie danie dostaliśmy stir-fry mocno dające po naszych kubkach smakowych wschodnim klimatem (). Makaron był przepyszny, „mięsisty”, smażony z warzywami i naszymi ulubionymi glonami wakame. Pysznie! Jedyne z całej kompozycji wykluczylibyśmy imbir, ponieważ zaburzał całą harmonię na talerzu.
Na deser skusiliśmy się na sernika LION w cenie 12 zł i wiecie co? To był jeden z lepszych serników w naszym życiu. SERIO, obłęd. Słodki, ale nie za bardzo, a do tego ta cudowna konsystencja… Nie ma co się w ogóle tutaj rozpisywać, petarda.
Podczas drugiej wizyty postanowiliśmy przetestować w końcu flagowego bułkęsa oraz – uwaga – ramen. I to w sumie przez ten ramen się tutaj znaleźliśmy.
Zamówiliśmy:
*RAMEN x2, a w nim: makaron pszenny, jajko, grzyby shimeji, marynowany imbir, glony kombu, kiełki fasoli mung, szalotka, chilli, cebula dymka, sezam, czarnuszka (20 zł)
*bułkęs GRYFNY – policzki wołowe / modra kapusta w soku z czarnej porzeczki / chrupiący bekon / ogórek kiszony / sos musztardowy (26 zł)
*bułkes WEGE – buła fit/ cukinia w pomidorach / rukola / grillowane warzywa / pesto z suszonych owoców / orzechy / parmezan (19 zł)
*bułkęs KACZE UDKO CONFIT 150g/ orientalna surówka z białej kapusty / konfitura z pomarańczy / jogurt kolendrowy (36 zł)
Jeżeli chodzi o ramen to zaskoczyła nas nieco wielkość porcji – raczej przyzwyczailiśmy się do duużych mich, pełnych zupy, a tutaj była ona dość niewielka. Wywar był w porządku, bez większych ekscytacji. Ogólnie całość klasyfikujemy jako „ok”, ze wzruszeniem ramion i bez oklasków. No nic, idziemy dalej.
Baliśmy się, że po ramenie ciężko będzie nam wepchnąć jeszcze kanapki, ale okazało się, że po pierwszym daniu byliśmy na tyle głodni, że bułkęsy przywitaliśmy z otwartymi ramionami.
Numer 1, czyli GRYFNY, który okazał się być naprawdę zacny. GENIALNA bułka wypełniona masą delikatnego, rozpływającego się w ustach mięsa, w akompaniamencie modrej kapusty, która wpasowywała się perfekcyjnie do całości. Do tego jeszcze crispy boczek oraz smaczny sos dla wzbogacenia smaku…mmm… 10/10.
Kolejno opcja WEGE z pesto z suszonych pomidorów, która wypadła naprawdę świetnie. Dodatki ze sobą grały i fajnie się uzupełniały. Wszystko zamknięte w przepysznej, dużej bułce. Tak, to jest zdecydowanie znakomita opcja dla osób nie jedzących mięsa.
I na koniec KACZE UDKO, które ocenilibyśmy wysoko, gdyby nie to, że mięso – choć mięciutkie, delikatne i smaczne – niestety było przesolone. Konfitura była przyjemnie wyczuwalna, wzbogacała smak buły, a jogurt był świetnym dodatkiem, który rewelacyjnie wpasował się w całość.
Podsumowując, BUŁKES zachwycił nas wnętrzem (ONA nadal wzdycha ) i wypadł naprawdę całkiem, całkiem nieźle w kwestii jedzenia 🙂 Parę drobnych wpadek to nic w porównaniu do ogólnego wrażenia. Chwalimy za pomysł z lunchami, które są naprawdę fajną odskocznią od codziennego menu. W planach jeszcze test innych ciast w celu zweryfikowania czy Pani Szefowa ma naprawdę, aż tak duży talent w pieczeniu słodkich bomb kalorycznych jak nam się wydaję.
Co tu dużo mówić, polecamy!
Jedzenie: | ![]() |
Wystrój lokalu: | ![]() |
Obsługa: | ![]() |
Cena: | ![]() |
Average: | ![]() |
BUŁKĘS
Plebiscytowa 10, Katowice