Pierwsza edycja śmignęła nam sprzed nosa tak więc drugiej przegapić nie mogliśmy. Wege Festiwal Silesia vol.2 przejął w pewną, pochmurną niedzielę cały Szyb Wilsona i karmił od południa aż do pustek na stołach. Królowały przede wszystkim ciasta i wypieki ale nie zabrakło też cięższych kąsków.

Zaczęliśmy od Buddha Restaurant & Catering i channa masala, mango lassi i tajemniczego napoju o smaku marakuji z nasionami bazylii. Jeśli chodzi o chana masala (które kosztowało zaledwie 10 zł !!) to całość była mega aromatyczna, przepełniona smakiem, pożywna, deliktnie pikantna. Do tego ryż, idealnie ugotowany, sypki, również aromatyczny. Jak dla nas mocne 5 z plusem – jak widać bez mięsa też może być smacznie!

A mango lassi? Nie dość, że tanie (5 zł!) to jeszcze tak pyszne, że zaraz ONA pobiegła po drugie!

Później ścięło nas na słodkie, więc ustawiliśmy się w kolejce do Petita, w którym wybór nie był łatwy – ostatecznie skończyliśmy na serniku jagodowo-cytrynowym (SZTOS ❤) i cieście bananowo-czekoladowym (łącznie ok. 22 zł).

Jak już powiedzieliśmy – sernik jagoda petarda! Nie za słodki, obłędnie wilgotny, mocno owocowy z lekko przebłyskującą cytrynową kwaskowością, o konsystencji ciężkiej, gęstej chmurki. Czekolada z kolei była ok, tylko przy większych ilościach lekko muliło. W naszym odczuciu nadmierna ilość kakao „wysuszyła” ciasto.

Później z zwiększoną siłą uderzyliśmy w warszawskie stanowisko Falafel Bejrut. Dołączyliśmy do Pojedzonego, by postać w kolejce ciągnącej się na grube metry. Dotarcie na początek ogonka było prawdziwą ulgą (wielu wymiękło!), a usłyszenie swojego numerka było niczym wygrana w totka.

Zamówiliśmy tam tortille z falafelem, z łagodnym sosem, w wersji extra (ok. 20 zł). Po pierwszym gryzie już wiedzieliśmy, że czas w kolejce nie był zmarnowany. Sam falafel był genialny, z fajną chrupką skórką i puszystym aromatycznym środkiem. Tortilla była smaczna ale troszkę ze cienka, ponieważ pod koniec zbyt namokła i jedzenie stawało się prawdziwą walką o czystość spodni. Lekko irytował nas granat ale sami sobie go wzięliśmy podkuszeni wersją z bakłażanem. Całość świetnie się komponowała i ahh…no po prostu pysznie!

Na stole u Smaku Obfitości wypatrzyliśmy mocarne pierożki na które rzuciliśmy się w trójkę mając jeszcze w rękach tortille i resztę ciasta od Petita. Razowe pierogi (15 zł/szt.) smażone były na głębokim oleju i kryły w swoim środku bogate wnętrze. Spróbowaliśmy wersji i z kaszą pęczak, kapustą, koprem i cebulą oraz z ziemniakami, groszkiem, marchewką i kminem rzymskim.

Po pierwsze, były OGROMNE (wykończyły nas) i sycące. ONA zachwycała się wersją z ziemniakami, ponieważ dawała mocno kminem po kubkach smakowych (o tak!❤), z oldscholowym połączeniem marchew-groszek, wzmocnionym ziemniaczanym graczem gdzieś obok – super. ON za to przylgnął do opcji z kaszą pęczak, ponieważ wszystko fajnie ze sobą grało – i kasza i koper i kapusta – i o to chodzi. Ale i tak najlepsze było ciasto, które było grube, przepyszne, a na samych brzegach smakowało jak…langosz (serio!❤), czyli nasza prawdziwa miłość.

Wykończeni pierożkami skierowaliśmy się w kierunku wyjścia ale nie mogliśmy przejść obojętnie obok Ottomańskiej Pokusy. Na październikowym Food Fescie spróbowaliśmy ich baklavy i po prostu się zakochaliśmy. I mogłoby się wydawać, że 5 zł za malutki kawałek deseru z orzechami to dużo ale wierzcie nam – są warte swej ceny. Niemiłosiernie słodkie, przepełnione orzechami, oblane hojnie syropem cukrowym – pięknie!

I teraz już serio mieliśmy wyjść ale…ale chałwa. Kupiliśmy po dwa bloki chałwy klasycznej i pistacjami od Pana spod szyldu Chałwa Turecka. I choć cena wołała o pomstę do nieba (12 zl/100g) to musieliśmy spróbować czy jest warta swej ceny. I wiecie co? Takiej chałwy jeszcze nie jedliśmy. PRAWDZIWA, turecka, „włochata”, ponieważ nie da się inaczej określić tej struktury. Po prostu petarda. Minęło ledwo parę godzin a po chałwie ani śladu…

Wege Festiwal oceniamy pozytywnie mimo kilku minusów. Męczył nas trochę nadmierny tłum ale czego innego można się spodziewać w niedzielne popołudnie? 🙂 Co więcej przydałoby się więcej stanowisk z „konkretnym” żarciem o czym świadczą dwie gigantyczne kolejki na pół sali. I wiemy, że wszystko jest bio, wege i vegan ale niektóre ceny ścinały z nóg (np. chleb za 18 zł). ALE sam festiwal przyciągał, a jedzonko było BARDZO smaczne. Wyszliśmy (wytoczyliśmy się) zadowoleni, przejedzeni i obładowani słodkościami (które zniknęły kilka godzin później).

WEGE FESTIWAL czekamy na kolejną edycję!! 

 Buddha Restaurant & Catering // Facebook

 Petit // Facebook

 Falafel Bejrut // Facebook

Smak Obfitości // Facebook

Ottomańska Pokuska // Facebook

Chałwa Turecka // Facebook

Tags:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *