Bistro mieści się na rynku w Bielsku-Białej. W lato możecie je odnaleźć w morzu ogródków oblegających tamtejszy teren. W środku ciekawie – w pamięci zapada motyw w przejściu przypominający „tramwaj” – siodełka i metalowe uchwyty. W środku jak i na zewnątrz sporo miejsca do siedzenia, tak więc nie musicie się martwić o swoje cztery litery.
I co nam się w Szpilce bardzo podoba to menu [KLIK]. Długie, różnorodne, satysfakcjonujące. Znajdziecie tam streetfood z całego świata, m.in. kuchnie orientalną (ramen , pad thai), kuchnie meksykańską (quesadillas, tacos), a także klasyki (jak frytki czy nachos) i desery.
Oprócz tego brunche dostępne w weekendy, w godzinach 10:00 – 12:00, w cenie 14,90 zł – m.in. smoothie bowl, tosty francuskie czy śniadanie angielskie. Pięknie! I żeby było jeszcze milej to w tygodniu między 11:00 a 15:00 złapiecie lunche w cenie 19,90 zł. W skład wchodzi zupa, streetfood’owe 2-gie oraz deser.
Podejście I
Wpadliśmy skonsumować ich flagowe danie – burgera. Nie ukrywamy, że ON w Szpilce jada buksy dość często, nie omieszkając przy tym kryć zachwytów…
Tym razem padło na:
- No1 Klasik (25,90 zł) – bułka, wołowina 200 gram, mimolette, rukola, pomidor, czerwona cebula, bekon i sos BBQ (do wyboru jeszcze musztarda, ketchup, majonez)
- No2 Chimichurri (25,90 zł) – bułka, wołowina 200 gram, awokado, czerwona cebula, rukola, bekon, mimolette, sos chimichurri.
I co trzeba zaznaczyć na samym początku to to, że bistro samo wypieka buły do burgerów – ogromne, maślane, pyszne, słodkawe, z Szpilkowym stemplem na wierzchu (ONA była zachwycona). Co więcej, w obydwu burgerach mięso było dobrze przyprawione i wysokiej jakości. Jedyny minus za stopień wysmażenia – niestety to nie był medium :< Za to tu i tu boczek crispy, znakomity ser i dodatki najwyższej jakości!
Przechodząc do szczegółów, Klasyk na propsie poza rukolą ze względu na osobiste preferencje (ON cierpi na obecność rukoli we wszystkich burgerach. Halo! Czemu czemu nikt nie reflektuje sałaty lub roszponki? :<). Z kolei w No2 fajnie odznaczało się awokado oraz aromatyczny, argentyński sos chimichurri. Pełna, burgerowa satysfakcja.
Aha no i oczywiście nie można zapomnieć o frytkach – duże, grube, mięsiste, chrupiące z zewnątrz, po prostu fantastyczne. Do tego sos do wyboru: aioli, słodko-ostry, musztardowo-miodowy, chimichurri, pomidorowy, tatarski, andaluzyjski lub chilli. Re – we – la – cja.
Podejście II
Poszliśmy w orient i tex-mex. Na stole zagościło:
- Ramen (29,90 zł) – długo gotowany bulion z makaronem, boczek duszony w sosie sojowym i sake, zielona cebulka, pieczona szalotka, kapusta pekińska, grzyby shimei, glony nori, jajko
- Quesadillas (19,90 zł) – wieprzowina, chorizo, ser mimolette, warzywa zapieczone w tortilli, podawane z kwaśną śmietaną, salsą ogórkową, pico de gallo (inaczej salsa fresca czy po prostu salsa pomidorowa) i nachos
- Teriyaki Noodles (27,90 zł) // wypadło z menu // makaron, grillowany kurczak, warzywa, sok z limonki, domowy sos teriyaki
O boże jakie to było dobre! W momencie pisania tego tekstu mój żołądek skomle z tęsknoty, a do głowy powracają nieprzyzwoicie kuszące, kaloryczne obrazy.
I teraz musimy to powiedzieć na głos – na Śląsku (o ile nam wiadomo) nikt nie popełnił jeszcze lepszego ramenu, ot co. Esencjonalny bulion, sprężysty makaron, delikatne mięso i ogrom dodatków (tylko pomidorki nie pasowały :<). Syci i rozpieszcza. Daje orientem po kubkach smakowych i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo. Niebawem wrócimy go zjeść jeszcze raz…i może jeszcze jeden. Absolutna miłość.
Quesadillas różniła się nieco od tej którą dobrze znamy i za którą…średnio przepadamy. Wszystkie lokalne quesadille to rozmokły placek z jałową papka w środku. Ta natomiast była fajnie chrupka, wypełniona współgrającymi ze sobą dodatkami i namiętnie ciągnącym się serem. Do tego domowe salsy i nachosy, które chyba ktoś nam podjadał z talerza bo to nie jest fizycznie możliwe, aby zniknęły w takim tempie…serio.
I na koniec coś czego w karcie już niestety nie znajdziecie – orient pełną parą z udonem na czele. Soczyste mięso i przyjemnie przebłyskująca limonka. Całość minimalnie zbyt tłusta ale narzekamy tylko trochę…troszeczkę.
UWAGA, WAŻNE!
Do picia bardzo, bardzo polecamy lemoniadę „Grejpfrut mówi rozmaryn” (10 zł) – super połączenie, pełne orzeźwienie. A fani słodszych, cięższych wariacji powinni uraczyć się „Mango Smoothie” (12 zł) z syropem klonowym, surowym kakao, mlekiem kokosowym i mango (fajnie chrupie, przyjemnie osładza i daję tyle szczęścia co wygrana w totka).
Podsumowując, Szpilka zdobyła nasze tłuste serduszka w każdy możliwy sposób. Jedzenie? Genialne. Obsługa? Miła. Ceny? No cóż, za jakość się płaci. Menu? Sami widzieliście. Czy możemy się do czegoś doczepić? Tak, do szczegółów…ale po co? Jest pysznie i nie ma sensu szukać słabych punktów tego miejsca. Dodajcie do tego wszystkiego iście instagramowy wygląd wszystkich dań i voilà! Mamy miejsce do którego chętnie wracamy i które Wam polecamy.
Jedzenie: | (5,0 / 5) |
Wystrój lokalu: | (4,0 / 5) |
Obsługa: | (4,5 / 5) |
Cena: | (4,0 / 5) |
Average: | (4,4 / 5) |
Szpilka
Rynek 27, 43-300 Bielsko-Biała